Rok 2017 skończył się z przytupem już ponad tydzień temu, chyba więc pora, aby po raz ostatni do niego wrócić. Chciałabym opowiedzieć Wam o moich ulubieńcach i najczęściej używanych kosmetykach minionych dwunastu miesięcy, jednocześnie zaznaczając, że produkty, które pokazywałam w poprzednich latach, w ogromnej większości nadal kocham i ciągle kupuję, więc jeśli szukacie informacji o moich kosmetycznych hitach - warto zerknąć również tam :) (Hity 2016, Makijażowe hity 2015 oraz Pielęgnacyjne hity 2015). Wróćmy jednak do teraźniejszości i razem zobaczmy, co skradło moje serce w roku 2017 :) (i jednocześnie wybaczcie wszystkie ewentualne wtopy, piszę do Was z grypą :P).
Zacznę może od zapachów. W 2017 roku moim zdecydowanie ulubionym zapachem był Eau Des Merveilles Hermes. Jej nuty głowy zawierają pomarańczę, cytrynę i żywicę elemi, z kolei nuty serca wybrzmiewają ambrą, pieprzem, fiołkiem i różowym pieprzem, a gdy już dotrwamy do nut bazy, możemy zapoznać się z aromatem jodły, mchu dębowego, cedru i madagaskarskiej wetywerii. Zapach ten jest dla mojej osoby absolutnym zaskoczeniem, nigdy nie pomyślałabym, że dosłownie pokocham coś tak dla mnie nietypowego. Dlaczego? Gdyż aromat jest jak na mnie dość ciężki, morsko-leśno-drzewny o mocnej, cytrusowej nucie, w dodatku bardzo męski i niesamowicie uzależniający. Do tego tak trwały, że wita mnie codziennie gdy otwieram szafę, co dodatkowo skłania mnie do użycia akurat jego. I do tego ten cudowny (już drugi mój) flakon. Miłość, po prostu miłość... Choć zdecydowanie nie dla każdego i absolutnie nie polecam kupowania tego zapachu w ciemno, lub nawet bez ponoszenia go na sobie cały dzień ;)
W kwestii kosmetyków kolorowych, moje serce podbił między innymi Mac Pro Longwear Concealer NW15 (recenzja). Niewątpliwą zaletą tego korektora jest ogromna gama kolorystyczna w różnych tonacjach, wygodne opakowanie i naprawdę świetna współpraca z moją cerą. Zużyłam przez to aż dwa opakowania i bez zastanowienia kupiłabym trzecie (a znając życie zapewne tak się stanie). Pięknie kryje, nie wchodzi w zmarszczki oraz trwa na twarzy calusieńki dzień. Co ciekawe - nie wysusza moich skłonnych do tego okolic oczu ;) Kolejnym z kosmetyków, który okazał się hitem minionego roku, jest Yves Saint Laurent Rouge Volpute Shine nr47 Beige Blouse. Nie będę ukrywać, bardzo długo chodziłam za tą pomadką, bo odstraszała mnie cena, ale za to w 100% mnie usatysfakcjonowała. Zużyłam ją już prawie całą i praktycznie nie wychodzę bez niej z domu, bo nie dość że nadaje ustom kolor, to jeszcze genialnie nawilża nawet tak suche oraz problematyczne wargi, jak moje. Jednocześnie całkiem długo, jak na tego typu formułę, się na nich utrzymuje. Ja jestem na tak, i to bardzo. Podczas ostatnich promocji, kupiłam sobie z urodzinowych pieniędzy inny odcień :)
Jak pewnie wiecie, Black Liner bez czarnego lakieru do paznokci nie potrafi żyć xD I w 2017 w tej materii przydarzyła mi się ciekawa przygoda. W Golden Rose nie mieli czerni, którą kupowałam zawsze, więc poszłam do pobliskiego Hebe i złapałam pierwszy czarny lakier, który wpadł mi w ręce. Był to Catrice ICONails Gel Laquer 20 Black To The Routes. Trafił do mnie z przypadku, a okazało się, że na stopach trwa w stanie niezmienionym 2-3 tygodnie, a u dłoni (faktycznie bez nakładania topu) trzyma się obiecywany tydzień. Dodatkowo ma on naprawdę wygodny pędzelek i dość rzadką konsystencję, czyli dokładnie tak, jak lubię ;) Naprawdę jestem pod wrażeniem i na pewno kupię go po raz kolejny :)
Następnym hitem zeszłego roku, okazała się całonocna maska do ust Lip Sleeping Pack Laneige. Jest to jeden z niewielu produktów, który dobrze sprawdza się na moich wrażliwych, skłonnych do pęknięć, wysuszeń oraz podrażnień ustach. Otula je grubą, odżywczą warstwą, nie szczypie gdy są poranione, świetnie regeneruje i nawilża, a dodatkowo ujednolica kolor ust, ładnie pachnie i jest przyjemna w stosowaniu. W stu procentach polecam ;) Jeśli chcecie wiedzieć więcej - tutaj znajdziecie całą recenzję :) Gadżetem, który skradł moje serce w zeszłym roku jest Pęseta Punktowa Salon Elite Models. Nie wiem czy wiecie, ale żeby moje brwi wyglądały tak, jak w poprzednim poście, muszę spędzić naprawdę sporo czasu na namiętnym wyrywaniu ich. Pęseta, nożyczki i nożyk do podgalania to mój stały zestaw kata brwi, który naprawdę często wykorzystuję, bo gdyby nie on, miałabym jedną, wybujałą i zrośniętą monobrew xD Salon Elite Models wyprodukował pęsetę, którą łatwo złapać włoski, bez problemu je wyrywa, a nie np. ucina przy skórze oraz naprawdę nie tępi się szybko. Przy cenie około 12zł z całą stanowczością nie wymagam niczego więcej, bo jest super ;)
W kwestii konturowania, niekwestionowanymi hitami są kosmetyki Lily Lolo. Pierwszym z nich jest Rose Illuminator. Ma on piękny, chłodny odcień - idealnie nadający się dla zimnych i bladolicych dam (ale ponoć dla innych typów urody też pasuje), można za jego pomocą wyczarować na policzkach piękną taflę, łatwo się z nim pracuje, jest szalenie wydajny i naprawdę trwały. Do tego ta piękna minimalistyczna, czarno - biała puderniczka z lusterkiem. Ja jestem zakochana! <3
Drugim z kosmetyków, który opanował makijaż twarzy i sprawił, że róż do policzków poszedł w odstawkę, a ja w końcu ogarnęłam "obsługę" bronzera, jest Lily Lolo Pressed Bronzer Honolulu. Ma on dość ciemny odcień, przez co na jasnej cerze wystarcza go dosłownie odrobina, ale za to jego kolor jest naprawdę wyjątkowo piękny i szalenie twarzowy. Nie za ciepły, nie za chłodny, idealnie dopasowuje się chyba do każdej karnacji. Dodatkowo konsystencja sprawia, że naprawdę bardzo łatwo go nałożyć i ładnie rozetrzeć (a właśnie to sprawiało mi zawsze największy problem). Jeśli jeszcze tego duetu nie znacie, naprawdę bardzo go polecam! Nawet niewprawne dłonie powinny bez problemu dać sobie radę z konturowaniem ;)
Kolejnym z kosmetyków, który bardzo polubiłam w roku 2017 są Żele pod Prysznic The Body Shop. Na zdjęciu widzicie akurat wersję zapachową Mango, ale szczerze powiedziawszy uwielbiam też grejpfruta, satsumę, moringę, brzoskwinię, borówkę i wiele innych (zwłaszcza tych cytrusowych). Za co? Żele te świetnie się pienią, pięknie pachną, są wydajne, i co najważniejsze, o dziwo toleruje je moja skóra. Co to znaczy? Jeśli czytacie mojego bloga już jakiś czas, na pewno wiecie, że choruję na łuszczycę, i czasem z byle jakiego powodu potrafi wysypać mnie na potęgę. Te żele na szczęście nic takiego nie robią, ale niestety nie są zbyt tanie. Choć 12.90 na wyprzedaży już tak nie boli ;)
Ostatnim hitem 2017 roku jest Maseczka TonyMoly Tomatox Magic Massage Pact. Zdradzę Wam teraz w tajemnicy - chyba pierwszy raz odkąd prowadzę bloga - że tak szczerze powiedziawszy, to ja niekoniecznie przepadam za maseczkami... Mam wrażenie, że bardzo wiele z nich daje totalnie mierne efekty. Tomatox jest jednak inny. Skóra po jego zmyciu jest rozjaśniona, rozświetlona, miękka, gładka i mam wrażenie, że nawet lekko nawilżona. Przy regularnym stosowaniu naprawdę wybielił mi piegi i różnej maści plamki, a do tego przyjemnie pachniał i aż chciało się go stosować. Między innymi przez to śmieszne opakowanie i wysoką skuteczność. Bardzo się polubiliśmy więc niesamowicie się cieszę, że od Interendo dostałam na urodziny drugi egzemplarz :)
I to już wszystko na dziś. Co myślicie na temat moich osobistych hitów 2017 roku? Miałyście może styczność z którymś z nich? Wam też skradł serce? A może wręcz przeciwnie? ;) Dajcie znać! I bez skrępowania możecie zostawiać linki do swoich ulubieńców ostatniego roku :)
Jak pewnie wiecie, Black Liner bez czarnego lakieru do paznokci nie potrafi żyć xD I w 2017 w tej materii przydarzyła mi się ciekawa przygoda. W Golden Rose nie mieli czerni, którą kupowałam zawsze, więc poszłam do pobliskiego Hebe i złapałam pierwszy czarny lakier, który wpadł mi w ręce. Był to Catrice ICONails Gel Laquer 20 Black To The Routes. Trafił do mnie z przypadku, a okazało się, że na stopach trwa w stanie niezmienionym 2-3 tygodnie, a u dłoni (faktycznie bez nakładania topu) trzyma się obiecywany tydzień. Dodatkowo ma on naprawdę wygodny pędzelek i dość rzadką konsystencję, czyli dokładnie tak, jak lubię ;) Naprawdę jestem pod wrażeniem i na pewno kupię go po raz kolejny :)
Następnym hitem zeszłego roku, okazała się całonocna maska do ust Lip Sleeping Pack Laneige. Jest to jeden z niewielu produktów, który dobrze sprawdza się na moich wrażliwych, skłonnych do pęknięć, wysuszeń oraz podrażnień ustach. Otula je grubą, odżywczą warstwą, nie szczypie gdy są poranione, świetnie regeneruje i nawilża, a dodatkowo ujednolica kolor ust, ładnie pachnie i jest przyjemna w stosowaniu. W stu procentach polecam ;) Jeśli chcecie wiedzieć więcej - tutaj znajdziecie całą recenzję :) Gadżetem, który skradł moje serce w zeszłym roku jest Pęseta Punktowa Salon Elite Models. Nie wiem czy wiecie, ale żeby moje brwi wyglądały tak, jak w poprzednim poście, muszę spędzić naprawdę sporo czasu na namiętnym wyrywaniu ich. Pęseta, nożyczki i nożyk do podgalania to mój stały zestaw kata brwi, który naprawdę często wykorzystuję, bo gdyby nie on, miałabym jedną, wybujałą i zrośniętą monobrew xD Salon Elite Models wyprodukował pęsetę, którą łatwo złapać włoski, bez problemu je wyrywa, a nie np. ucina przy skórze oraz naprawdę nie tępi się szybko. Przy cenie około 12zł z całą stanowczością nie wymagam niczego więcej, bo jest super ;)
W kwestii konturowania, niekwestionowanymi hitami są kosmetyki Lily Lolo. Pierwszym z nich jest Rose Illuminator. Ma on piękny, chłodny odcień - idealnie nadający się dla zimnych i bladolicych dam (ale ponoć dla innych typów urody też pasuje), można za jego pomocą wyczarować na policzkach piękną taflę, łatwo się z nim pracuje, jest szalenie wydajny i naprawdę trwały. Do tego ta piękna minimalistyczna, czarno - biała puderniczka z lusterkiem. Ja jestem zakochana! <3
Drugim z kosmetyków, który opanował makijaż twarzy i sprawił, że róż do policzków poszedł w odstawkę, a ja w końcu ogarnęłam "obsługę" bronzera, jest Lily Lolo Pressed Bronzer Honolulu. Ma on dość ciemny odcień, przez co na jasnej cerze wystarcza go dosłownie odrobina, ale za to jego kolor jest naprawdę wyjątkowo piękny i szalenie twarzowy. Nie za ciepły, nie za chłodny, idealnie dopasowuje się chyba do każdej karnacji. Dodatkowo konsystencja sprawia, że naprawdę bardzo łatwo go nałożyć i ładnie rozetrzeć (a właśnie to sprawiało mi zawsze największy problem). Jeśli jeszcze tego duetu nie znacie, naprawdę bardzo go polecam! Nawet niewprawne dłonie powinny bez problemu dać sobie radę z konturowaniem ;)
Kolejnym z kosmetyków, który bardzo polubiłam w roku 2017 są Żele pod Prysznic The Body Shop. Na zdjęciu widzicie akurat wersję zapachową Mango, ale szczerze powiedziawszy uwielbiam też grejpfruta, satsumę, moringę, brzoskwinię, borówkę i wiele innych (zwłaszcza tych cytrusowych). Za co? Żele te świetnie się pienią, pięknie pachną, są wydajne, i co najważniejsze, o dziwo toleruje je moja skóra. Co to znaczy? Jeśli czytacie mojego bloga już jakiś czas, na pewno wiecie, że choruję na łuszczycę, i czasem z byle jakiego powodu potrafi wysypać mnie na potęgę. Te żele na szczęście nic takiego nie robią, ale niestety nie są zbyt tanie. Choć 12.90 na wyprzedaży już tak nie boli ;)
Ostatnim hitem 2017 roku jest Maseczka TonyMoly Tomatox Magic Massage Pact. Zdradzę Wam teraz w tajemnicy - chyba pierwszy raz odkąd prowadzę bloga - że tak szczerze powiedziawszy, to ja niekoniecznie przepadam za maseczkami... Mam wrażenie, że bardzo wiele z nich daje totalnie mierne efekty. Tomatox jest jednak inny. Skóra po jego zmyciu jest rozjaśniona, rozświetlona, miękka, gładka i mam wrażenie, że nawet lekko nawilżona. Przy regularnym stosowaniu naprawdę wybielił mi piegi i różnej maści plamki, a do tego przyjemnie pachniał i aż chciało się go stosować. Między innymi przez to śmieszne opakowanie i wysoką skuteczność. Bardzo się polubiliśmy więc niesamowicie się cieszę, że od Interendo dostałam na urodziny drugi egzemplarz :)
I to już wszystko na dziś. Co myślicie na temat moich osobistych hitów 2017 roku? Miałyście może styczność z którymś z nich? Wam też skradł serce? A może wręcz przeciwnie? ;) Dajcie znać! I bez skrępowania możecie zostawiać linki do swoich ulubieńców ostatniego roku :)
Tomatox też uwielbiam, a nad Laneige się zastanawiam. Kusisz tymi perfumami, bo bardzo lubię zapach żywicy elemi i czasami mam ochote na taki bardziej "męski" zapach. Co do łuszczycy- Mój Mąż na nią choruje, więc wiem jak jest.Żel aloesowy i masło shea bardzo pomagają na wysyp.
OdpowiedzUsuńTeż stosuję i faktycznie jest poprawa :) Laneige warto wypróbować, a z kolei perfumy polecam najpierw wypróbować ;)
UsuńLubię zapach mango :)
OdpowiedzUsuńJa też ;) I grejpfruta! :D
UsuńJestem ciekawa tego zapachu. Myślę, że mógłby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńTo polecam powąchać go w jakiejś perfumerii, albo poszukać gdzieś próbek :)
UsuńJa w przeciwieństwie do Ciebie, jestem maseczkowym freakiem, więc tym bardziej interesuje mnie Tony Moly :) co do YSL, uwielbiam ich kolorówkę (+opakowania!), kiedyś kupowałam ich tusze na lotniskach. A żele TBS też lubię, ale tylko w cenie promocyjnej ;)
OdpowiedzUsuńJa też w promocji zawsze kupuję kilka sztuk :D jeśli lubisz maseczki, to faktycznie wypróbuj Tomatoxa, dobra rzecz ;) a YSL opakowania ma piękne, ale ja do tej pory poznałam tylko tę pomadkę i jestem zachwycona :)
UsuńSuper, kochana ja ogolnie kocham zapachy Hermes, mnie uwiodl Galop <3
OdpowiedzUsuńJa właśnie też, jestem jeszcze fanką un jardin sur le nil :) dostałam na gwiazdkę trzeci flakon i kocham je wielką miłością ;)
UsuńNie mam zadnego z Twoich hitow :)
OdpowiedzUsuńZawsze można to zmienić :)
UsuńTSB mocno kusi! W końcu będę musiała coś zakupić :)
OdpowiedzUsuńNa pewno znajdziesz coś dla siebie! :) Moje ulubione linie zapachowe to chyba właśnie mango i grejpfrut ;)
UsuńPomidorka kiedyś kupię! A ulubieńcy jeszcze się tworzą, znaczy się jeszcze w mojej głowie :P
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa Twoich hitów :) A pomidorka polecam ;)
UsuńCiekawa jestem tego kolorku pomadki YSL. W tym roku planuję kupić choć jedną pomadkę tej firmy, ponieważ bardzo lubię tę firmę. Chciałam też wypróbować żele pod prysznic The Body Shop, ale do tej pory się nie udało. Przy następnych zakupach internetowych może w końcu wrzucę ich żel lub balsam do koszyka. Tę maskę pomidorka również bym chętnie wypróbowała, choć w tej chwili mam nadmiar masek i muszę je wykorzystać przed datą przydatności :D :D
OdpowiedzUsuńPomadka jest naprawdę genialna, bardzo ją polecam :) Jak wygląda na ustach znajdziesz w podlinkowanej recenzji ;)
UsuńŚwietne podsumowanie 2017 roku :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo ;*
UsuńCiekawią mnie kosmetyki Lily Lolo ☺
OdpowiedzUsuńSą naprawdę świetne jakościowo :)
UsuńŻele z TBS uwielbiam, ale tak jak piszesz z wyprzedaży cena jeszcze możliwa, ale bez podziękuje :D
OdpowiedzUsuńJa też w regularnej cenie ich nie kupuję, na promocjach robię sobie zapas ;)
UsuńZnam tylko bronzer Honolulu, który też bardzo polubiłam 😊
OdpowiedzUsuńTo chyba bardzo uniwersalny produkt :) I co najważniejsze - dobrej jakości ;)
UsuńMaseczka pomidorowa i Laneige do ust są na mojej liście zakupów :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz z nich zadowolona tak samo, jak ja ;)
UsuńU mnie dziś będzie kosmetyczne podsumowanie roku:) z Twoich znam pęstę, odkryłam ją dwa lata temu i kocham! Korektor znam, ale bez miłości, ale na ogólnie nie przepadam za korektorami;)
OdpowiedzUsuńTo w takim razie chętnie zajrzę ;)
UsuńZ The Body Shop lubię masła do ciała, właśnie w kolejce czeka wersja Mango :D
OdpowiedzUsuńTo mój ulubiony zapach, razem z grejpfrutowym :D
UsuńLakierem mnie zaciekawiłaś, bo sama jeszcze zazwyczaj używam lakierów klasycznych. Maluję też nimi paznokcie mojej babci, której lakier trzymać się nie lubi, więc taka trwałość może w końcu dałaby radę ;) Chciałam sprawdzić w sieci, jakie są inne kolory i to chyba była limitka :(
OdpowiedzUsuńNie, mnie się wydaje że one normalnie są w szafach catrice... Moje paznokcie z hybrydami niezbyt się lubią :(
UsuńRozświetlacze Lily Lolo też bardzo polubiłam, a Lip Sleeping Pack Laneige jej cały czas na mojej liście zakupowej!
OdpowiedzUsuńPolecam w końcu ją zakupić, jest ekstra! :)
UsuńNie znam ani jednego, ale spodobała mi się ta maseczka całonocna na usta. Może wówczas moje byłyby w lepszej kondycji nad ranem i gotowe na mocno wysuszające szminki. Lakierów klasycznych już nie używam, bo wolę hybrydy :)
OdpowiedzUsuńMoje paznokcie z kolei strasznie nie lubią hybryd a ja nie lubię ich robić ;) a maskę do ust bardzo polecam, w takiej roli świetnie się sprawdza :)
Usuńlinka do swoich ulubieńców nie zostawię, bo póki co opublikowałam tylko tych niekosmetycznych:D posty o kosmetycznych faworytach minionego roku dopiero się tworzą
OdpowiedzUsuńJestem w takim razie ciekawa, co tam zagości ;)
UsuńKolejny raz spotykam się z produktami których nie znam :)
OdpowiedzUsuńhttp://kiudlis.blogspot.com/2018/01/jestes-nikim-dopoki-nie-znajdziesz.html
Ciekawi ulubieńcy :))
OdpowiedzUsuńCiekawe produkty :)
OdpowiedzUsuńŻele TBS pozostawiają zapach w łazience na długo po myciu, są ekstra : ) Zaciekawiła mnie ta maska-pomidor, muszę ją kupić na urodziny :)
OdpowiedzUsuńNo, ja też je uwielbiam :D a pomidora polecam :)
UsuńZ tych o których tutaj piszesz szczególnie upodobałam sobie maskę Laneige, to wręcz mój hit życia:D Ale lubię też żele TBS i LL. Ten różowy nałożony bardzo delikatnie wygląda u mnie podobnie jak Champagne.
OdpowiedzUsuńAno, nie da się ukryć, że to spory hit ;) ja muszę sobie w końcu kupić inną wersję :P a w sumie nie spodziewałabym się, że rozświetlacz będzie wyglądać podobnie, choć może to kwestia ilości :)
UsuńJa wszystkie wszamałam oprócz wanilii:)
UsuńTak, kwestia ilości bo np. duża ilość to już wygląda u mnie zbyt chłodno:)
Ja to nie lubię waniliowego zapachu w kosmetykach za specjalnie, więc na tę wersję raczej się nie skuszę :) grejpfrut mnie kusi ;)
UsuńWarto polować na te żele TBS :P
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku oszalałam na punkcie kosmetyków o zapachu mango ^^ i też pozdrawiam chora z łóżka ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio to chyba większość moich znajomych i rodziny była chora :( Masakra, zdrowiej szybko! ;)
UsuńWszystkie powyższe kosmetyki to dla mnie nowość :) ❤
OdpowiedzUsuńLaneige tak kusi swoimi produktami, ale pierw pewnie skuszę się właśnie na tą maseczkę na usta :). Żele z TBS używam od lat, ostatnio jednak szukam jakiś tańszych wersji :P.
OdpowiedzUsuńŁadnie pachnące i tańsze są Palmolive ale mnie po nich wysypuje :/ ale może akurat będziesz zadowolona, ja najbardziej lubiłam zapach zielonego ;) ładny wg mnie aromat mają też niektóre żele Lirene, za granicą warto kupić Baleę, a nie lubię np naszej Isany ;) w ostatnim poście zakupowym pokazywałam też fajne produkty do mycia Farmony :)
UsuńNie miałam żadnego z Twoich ulubieńców, ale bardzo kuszą mnie te pełnowymiarowe maseczki Tony Moly i to nie tylko ze względu na ich urocze opakowania :)
OdpowiedzUsuńNie używałam żadnego z tych produktów, ale kusi mnie ten bronzer z LL :)
OdpowiedzUsuńLubię markę Lily Lolo :) Muszę kupić nową, porządną pęsetę :)
OdpowiedzUsuńTo z tej powinnaś być zadowolona :)
UsuńTomatox wygląda super, a i działanie mi się spodobało, zaraz będę szperać za nim w necie :)
OdpowiedzUsuńMoje podsumowania już zrobione - zostały mi jeszcze perfumy- ale to już na deser;). A Z Twoich hitów to kręci mnie pomadka YSL, i Lily Lolo oraz The Body Shop:)
OdpowiedzUsuńWidziałam i czytałam! :)
Usuńhmm chyba warto sprawdzi c
OdpowiedzUsuńi never heard of these brand but sound of mango its stunnig darling thanks for sharing kee posting..
OdpowiedzUsuńhttps://clicknorder.pk online shopping in lahore
Kręci mnie ten żel TBS :)
OdpowiedzUsuńA moja pomadka YSL leży i jełczeje :/ W życiu nie miałam tak problematycznej szminki i nie mam serca żeby jej używać :/
OdpowiedzUsuńJej, szkoda :( A mnie ona naprawdę bardzo odpowiada...
UsuńEau Des Merveilles Hermes, nie znałam go wcześniej, muszę sprawdzić czy będzie mi pasował, bo z opisu wydaje się ciekawy.
OdpowiedzUsuńFajni ulubieńcy. W tym roku chciałabym wypróbować kosmetyki MAC własnie ten korektor oraz podkład, ale obiecałam że nie kupię ich dopóki nie wykończę swoich zapasów. :)
OdpowiedzUsuńTyle się słyszy o tym korektorze z Maca, muszę go w końcu spróbować. Przydałaby mi się też taka pęseta. Mango z TBS mam w wersji wody toaletowej i sam zapach uwielbiam, za to mógłby być trwalszy. Moi ulubieńcy roku
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię chłodne rozświetlacze na ciepłym odcieniu skóry, bo nabierają wtedy fajnego delikatnie brzoskwiniowego tonu. Mam żółtawą, zdecydowanie ciepłą cerę i najlepiej się czuję właśnie w takich zimniejszych odcieniach. Lily Lolo jest mi obce jeżeli chodzi o produkty prasowane, ale w najbliższym czasie nie zamierzam tego zmieniać ;)
OdpowiedzUsuńZ serii ProLongwear MAC uwielbiam podkład!
Z kolei u mnie one robią się bardziej srebrne, czasem wpadające w róż ;) A produkty prasowane LL dla mnie są nawet fajniejsze, niż sypkie ;)
UsuńTy wiesz że teraz muszę mieć te perfumy xd
OdpowiedzUsuńTo koniecznie przetestuj przed zakupem! :)
UsuńZapachy z Body Shopa sa chyba uzalezniajace! Akurat mango nie uzywalam, ale shea i wanilia sa niezwykle smakowite...
OdpowiedzUsuńO muszę poszukać ten lakier Catrice, też lubię czarne pazurki. Mam czarny lakier tej marki z innej serii, ale jest najwyraźniej gorszy, bo trzyma tak średnio 2-3 dni.
OdpowiedzUsuńMuszę sobie sprawić tego pomidorka i pęsetę.
OdpowiedzUsuńMoi ulubieńcy: http://cosmesfera.blogspot.com/2018/01/ulubiency-kosmetyczni-2017.html